strony

2013/02/28

Kabaret w świecie widowisk*



Nawydarzało się niemożebnie. Szczęśliwym trafem udało mi się wreszcie wrócić na lubelskie stare śmieci, żegnając Warszawę lekką ręką. Korzystam więc znów z uroków wschodniego klimatu i kultury miasta inspiracji. 


We wtorki odbywają się tu bitwy. I to w teatrze! Gościem jednego z niedawnych tego rodzaju spotkań była Olga Lipińska. Rozmawiano o sławetnym Kabareciku i jego braku w aktualnym programie telewizyjnym, a także o cenzurze i nieklawej sytuacji sceny kabaretowej. Całą dyskusję można obejrzeć (uważnie) tutaj, a ja tymczasem pozastanawiam się nad kabaretem idealnym. 


Dzisiejszych tzw. kabaretów w TiVi (przypominam dla porządku, że nie biorę pod uwagę Wiadomości czy innych Faktów ani obrad sejmu) nie powinno się określać mianem kabaretu telewizyjnego, stwierdziła pani Lipińska. To raczej swego rodzaju widowisko, w którym publiczność „wyręcza” widzów w spontanicznych reakcjach, bo jak wiadomo – w kupie śmieszniej. O ile obecność widowni jest w pełni wytłumaczalna podczas transmitowanych festiwali i tym podobnych imprez, o tyle w przypadku programów nagrywanych wyłącznie na użytek telewizji wydaje się rzeczywiście nieco podejrzanym dodatkiem. Jakby artyści nie mogli sami uwierzyć we własną skuteczności i szukali nieustannych potwierdzeń w oklaskach na żywo. Zresztą wystarczy pobieżnie poznać telewizyjny repertuar, żeby przekonać się, że niemalże wszystkie tok-szoły, programy rozrywkowe czy publicystyczne odbywają się z udziałem publiki. Intrygujące.


Nie oznacza to, że współczesne występy kabaretowe leżą na poziomie -2, turlając się z nie-śmiechu. Istnieją (jeszcze) całkiem dobre grupy prawdziwych satyryków i kpiarzy, którzy potrafią bawić widzów z zastosowaniem estradowego kunsztu. Nie sposób nie wspomnieć tu o kabarecie Hrabi, z barwną osobowością Joanny Kołaczkowskiej – ich skecze często w intensywny sposób uwzględniają obecność widowni, ale nie można zarzucić im produkowania się pod publikę, to pewne. Swego rodzaju „poprzednikiem” Hrabi był niezapomniany kabaret Potem:



Za namiastkę kabaretu telewizyjnego można też uznać LIMO, a konkretnie ich rewelacyjne parodie trailerów filmowych:



Wciąż jednak nie widać w kabaretowym panteonie następców Starszych Panów, Dudka czy Kabareciku. Może to wymóg szybkiej nowoczesności, w której gros audytorium domaga się niewymagającej acz błyskawicznej dawki rozśmieszalnika.


* tytuł to aluzja do słynnej książki Zbigniewa Raszewskiego. Kto zna, ten wie ;)

PS. Zapraszam też do zakładki "Byznesowy parapet" po nowinki!