strony

2013/04/23

Zielone wiersze, zielona lemoniada i zielona ja



Jako że wiosna wkroczyła w przyrodę z twórczym impetem, wszystko nabrało zielonkawego zabarwienia. Obserwowałam wczoraj gromady studentów, stanowiących chyba większą połowę ludności naszego zacnego miasta, i przez ułamek sekundy pomyślałam, że chciałabym jeszcze być jak oni zielona w temacie rzeczywistości. Na szczęście szybko mi przeszło to kuriozalne pragnienie słodkiej naiwności. Za to chodzi za mną od kilku dni Różewicz (pod postacią wiersza):



słowa zostały zużyte

przeżute jak guma do żucia

przez młode piękne usta

zamienione w białą

bańkę balonik



osłabione przez polityków

służą do wybielania

zębów

do płukania jamy

ustnej



za mojego dzieciństwa

można było słowo

przyłożyć do rany

można było podarować

osobie kochanej



teraz osłabione

owinięte w gazetę

jeszcze trują cuchną

jeszcze ranią



ukryte w głowach

ukryte w sercach

ukryte pod sukniami

młodych kobiet

ukryte w świętych księgach

wybuchają

zabijają



Poeci to jednak przydatni entuzjaści.



W ubiegłym tygodniu zawodowe przypadki zaprowadziły mnie do Poznania, miasta wielkopolskiej porządności. Zdobyłam się tam na hipsterską brawurę i zrobiłam zdjęcie swojej lemoniadzie (wprawdzie nie przed spożyciem, lecz w trakcie, ale i tak się liczy). 





Trwam w zawieszeniu, chodzę po linie i z rosnącą niecierpliwością na niewiadome, które się niebawem wydarzy.