źródło: www.ninateka.pl |
Pamiętam anegdotę doktora G. o studencie, który na egzaminie
twierdził, że Tadeusz Różewicz umarł zaraz po wojnie. Przypomniałam to sobie
dziś rano, kiedy zobaczyłam informację o śmierci autora Niepokoju. Jako że nie przepadam za łzawym patosem, postanowiłam
ograniczyć się do zamieszczenia tu fragmentów mojego tekstu sprzed kilku lat,
traktującego o egzystencji i satyrze w Kartotece
rozrzuconej.
„Jest wiele dróg, które biegną, / ale nie biegną do środka”
– napisał Różewicz w jednym ze swoich wierszy[1].
„Środkiem” w Kartotece jest łóżko
Bohatera, nieruchome centrum, wokół którego poruszają się postaci o mniej lub
bardziej wyrazistym statusie ontycznym. W Kartotece
rozrzuconej centrum rozdwaja się – tak jak Bohater i jego rodzice – a na
scenie obok łóżka pojawia się wózek inwalidzki. Teksty, które wcześniej
wypowiadali pojedynczy Ojciec i Matka, teraz zostały podzielone na dwa
„zestawy”. Wprowadza to jeszcze większy chaos i fragmentaryczność biografii –
rozbicie tożsamości Bohatera.
Teraz, w Kartotece rozrzuconej, wszystko się
rozbiegło, nie ma żadnego centrum […]. Różewicz pokazuje, jak ubywa Całości, a
przybywa fragmentów: fragmentaryczne rozmowy, przypadkowe kontakty („z
ogłoszenia”), wyrywkowe lektury, strzępy tekstów gazetowych, wystawione na
sprzedaż części ciała ludzkiego… Nastąpiła totalna fragmentaryzacja świata[2].
Wszyscy mówią coś do Bohatera lub o nim, tworząc w ten
sposób jego życiorys sklejony z kawałków przechowywanych w pamięciach innych
niż pamięć samego zainteresowanego. Czy zatem istnieje obiektywna, jedna prawda
o Bohaterze, niezależna od jego wizerunku utrwalonego w umysłach towarzyszących
mu ludzi? A jeżeli istnieje, to czy on sam już do niej dotarł; czy wie, kim
naprawdę jest?
Oprócz Matki i Ojca, przez pokój przechodzi Wnuczka, Skin, Chłop
Wrona, Nauczyciel, Wujek czy Chór Starców. Ze szczątkowych informacji, jakie
przekazują, składa się „kartoteka” Bohatera, „strzępy biografii”[3].
Czy z takich dziwacznych puzzli da się ułożyć sensowny obraz? Niepasujące do
siebie elementy układanki – „to wszystko jest składanie, które się złożyć nie
może”[4].
Nie ma ani prawdy, ani porozumienia – w tym właśnie, jak zauważyła Teresa
Kostkiewiczowa[5], tkwi
dramat Kartoteki – w braku
porozumienia, chociaż jego pozory zostały zachowane. Jak podtrzymać złudzenie
owego porozumienia? Za pomocą mówienia, które bardzo dobrze potrafi udawać
rozmowę, podczas gdy tutaj jest jedynie „konieczną reakcją człowieka na
spotkanie z drugim człowiekiem”, niekoniecznie komunikacją, raczej „potrzebą
fizjologiczną”[6]. Mówi
się, aby uniknąć kłopotliwego milczenia, aby tę niewielką przestrzeń między
ludźmi zapełnić przeszkodami, które nie dopuszczą do zdemaskowania nas, przez
które nie przedrze się najbardziej przenikliwe spojrzenie. W świecie Kartoteki nikt nie wytęża wzroku, nie
usiłuje dotrzeć do głębi wnętrza drugiego człowieka czy choćby własnego. Jaki
zatem cel ma umieszczenie ulicy w środku pokoju, otoczenie Bohatera tyloma
osobami, skoro właściwie z żadną z nich nie jest on w stanie nawiązać
prawdziwego kontaktu? Wydaje się, że dla uwydatnienia jego samotności,
aspołeczności i „niecałości”. Relacja Bohatera z ludźmi przewijającymi się
przez jego mikroświat polega na braku relacji. A to nie jedyny brak, jakiego
doświadcza.
Postać Bohatera z Kartoteki
rozrzuconej została osadzona w bardzo konkretnej rzeczywistości,
zakorzeniona w realiach Polski przełomu dekad, przemian ustrojowych i kryzysów
społecznych. Jaki wpływ ma owo bytowanie w takim, a nie innym fragmencie
świata, w takim a nie innym państwie o takiej a nie innej przeszłości, tradycji
i charakterze – na relacje interpersonalne? Niemały . Bo czym jest to państwo?
Wspólnym dobrem grupy ludzi połączonych historią, przodkami, mitologią, mową,
pewnymi cechami charakteru, dorobkiem kulturalnym. Poszczególne osoby zostały
ukształtowane przez wieki dziejów narodu, przez gest Mieszka z 966 roku, przez
Piastów, Jagiellonów i Wazów, przez Sarmatów, konfederacje, rabacje, bunty,
powstania, wolne elekcje, hołdy pruskie, bitwę pod Grunwaldem i cud nad Wisłą,
przez Kościuszkę i Piłsudskiego, przez zabory, okupacje i wyzwolenia, przez
Kochanowskiego, Mickiewicza i Wyspiańskiego, zsyłki na Sybir i obozy
koncentracyjne, przez Matkę Boską Częstochowską, słowiańskiego papieża i noce
sobótkowe, przez wielkich świętych i wielkich szubrawców, przez puste słowa i
wspaniałe czyny, przez całą mieszankę doświadczeń zbiorowych i jednostkowych – ecce homo polonicus. Wielkość bagażu go
przerasta, chciałby już odpocząć, zbiec przed wzrokiem Skargi i Rejtana. Ale
czy to możliwe? A jeśli jedyne co pozostaje, to przyjąć do wiadomości to
archaiczne porzekadło „historia magistra
vitae est” albo – cóż, doprowadzić do stanu, o którym będzie można słowami
innego bohatera z innej bajki powiedzieć: „A może Polska to ta ojszczana
klapa?” Z jednej strony pamięć o dawnych bohaterach, z drugiej – brutalna
codzienność i przekonanie o bezpowrotności dawnego.
W Kartotece rozrzuconej dość mocno rozbrzmiewa nawiązanie do Polski
wielkiej-historycznej-świętej. Sztuka powstała w 1992 roku, na początku III RP,
jeszcze w trakcie etapu przejściowego, ale już niosącego rozczarowanie po
pierwszych zachwytach wolnością. Pojawiają się nowe kłopoty, nowe dyskusje i
pytania – w kontekście migawek z przeszłości. Jest tu zatem „bazar”, na którym
handluje się wszystkim, co da się sprzedać, mamy też „szum informacyjny”, w
którym postaci krążą z gazetami niczym w chocholim tańcu. To znaki czasu,
ukazujące przemianę polskiego życia publicznego, odsłonięcie żelaznej kurtyny, otwarcie
granic i zmniejszenie dozoru, zdjęcie gorsetu mediom i gospodarce. Nadszedł
wreszcie ten wyczekiwany, wytęskniony! – wolny rynek. Sprzedawanie i kupowanie,
reklama i wszechobecna informacja – niby tworzone przez człowieka – wymknęły
się spod kontroli i osaczyły swojego stwórcę. Postępuje proces unicestwiania
tak zwanego ducha, obniżania wartości, ukazany w scenie z „salonem
warszawskim”:
ja ręki mu nie podam
teraz i zawsze
i po końcu świata
hańba […]
ta czarna dziura
ta czarna dziura
to polska kultura
ta czarna dziura
to polska literatura
44 czterdzieści cztery
lata polskiej literatury
to same dziury
Polityka także nie grzeszy wysokim poziomem, po tylu latach
marzeń i walk o prawdziwie demokratyczny, „nasz” rząd okazuje się, że
zapomnieliśmy, jak się rządzi. Różewicz zestawił ze sobą fragmenty kazań
Skargi, przemówień Piłsudskiego i urywki paplaniny ze współczesnych posiedzeń
sejmowych. Dało to obraz polskiej windy w dół. Nie dziwi więc fakt, że ludzkie
jednostki o mocno unerwionych, uwrażliwionych wnętrzach nie mogą porozumieć się
z otoczeniem i coraz dalej zapuszczają się we własne, osobne kosmosy.
Jednak Kartoteka rozrzucona nie jest uwikłana
jedynie w polskie realia, to nie tylko ułamki zdarzeń mniej lub bardziej prawdopodobnych
– to także „kartoteka” Literatury. Po tekście sztuki autor porozrzucał wielkie
cytaty i aluzje: oto na przykład całe akapity z Kazań sejmowych, oto wspomniana już scena „salonu warszawskiego”,
odsyłająca zarówno do Dziadów cz. III,
jak i do Warszawianki; oto Ferdydurke czytana Heli przez
egzaminatorów; oto wreszcie „telewizor jako współczesny Chochoł, który
hipnotyzuje ludzi”. Jak na tle tych dziejowych wielkości prezentuje się
Bohater? Niewesoło. W porównaniu z poprzednikami wygląda na karykaturalnie
zniekształconego. Obojętny na rzeczywistość, biernie poddający się kreowaniu własnego
życiorysu przez niemalże obcych ludzi, pozbawiony chęci do działania. Bohater
został wprawdzie ukształtowany przez wielkie postaci literackie, ale nie może
już być taki jak one. Na lustrzanej tafli tradycji pojawiło się pęknięcie. A z
pęknięcia wydobywa się uparte pytanie Różewicza: czy możliwa jest poezja po
Oświęcimiu? I upomina się o odrobinę banału, groteski, o materialną,
fizjologiczną prawdziwość literackich bohaterów:
zabita miłość – moim skromnym zdaniem –
nie krwawi nie krzyczy
siada przy stole
i zajada z apetytem
„sztukamięs” z kwiatkiem
czy Antygona Makbet Edyp Lir
jedli zupę na godzinę
przed katastrofą lub po
nic nie jedli nic nie pili
chodzili płakali krwawili
trochę za dużo gadali
nie spali
nie trawili
tragedie dzieją się
„na czczo”[7]
Media ogłosiły, że śmierć Różewicza to koniec pewnej epoki w
polskiej kulturze, literaturze, poezji. Pozostaje Niepokój: czy będzie następna
epoka? Czy już tylko strzępy poezji?
źródło: Agencja Gazeta, fot. Paweł Kozioł |
[1] T.
Różewicz, ***, w: Niepokój, Wrocław
1980, s. 235.
[2] Z.
Majchrowski, Otwieranie „Kartoteki”,
w: T. Różewicz, Kartoteka. Kartoteka
rozrzucona, Kraków 1997, s. 23.
[3] Por. L.
Dorak-Wojakowska, Poetyka cielesności w utworach dramatycznych
Tadeusza Różewicza, Kraków 2007, s. 71.
[4] T.
Różewicz, To się złożyć nie może, w: Niepokój, Wrocław 1980, s. 232.
[5] T.
Kostkiewiczowa, Kartoteka Tadeusza
Różewicza (Analiza dramatu), w: Dramat
i teatr, red. J. Trzynadlowski, Wrocław 1967, s. 101.
[6] Zob. L.
Dorak-Wojakowska, op.cit., s. 62.