strony

2014/04/24

powrót do kartoteki



źródło: www.ninateka.pl


Pamiętam anegdotę doktora G. o studencie, który na egzaminie twierdził, że Tadeusz Różewicz umarł zaraz po wojnie. Przypomniałam to sobie dziś rano, kiedy zobaczyłam informację o śmierci autora Niepokoju. Jako że nie przepadam za łzawym patosem, postanowiłam ograniczyć się do zamieszczenia tu fragmentów mojego tekstu sprzed kilku lat, traktującego o egzystencji i satyrze w Kartotece rozrzuconej


„Jest wiele dróg, które biegną, / ale nie biegną do środka” – napisał Różewicz w jednym ze swoich wierszy[1]. „Środkiem” w Kartotece jest łóżko Bohatera, nieruchome centrum, wokół którego poruszają się postaci o mniej lub bardziej wyrazistym statusie ontycznym. W Kartotece rozrzuconej centrum rozdwaja się – tak jak Bohater i jego rodzice – a na scenie obok łóżka pojawia się wózek inwalidzki. Teksty, które wcześniej wypowiadali pojedynczy Ojciec i Matka, teraz zostały podzielone na dwa „zestawy”. Wprowadza to jeszcze większy chaos i fragmentaryczność biografii – rozbicie tożsamości Bohatera. 


Teraz, w Kartotece rozrzuconej, wszystko się rozbiegło, nie ma żadnego centrum […]. Różewicz pokazuje, jak ubywa Całości, a przybywa fragmentów: fragmentaryczne rozmowy, przypadkowe kontakty („z ogłoszenia”), wyrywkowe lektury, strzępy tekstów gazetowych, wystawione na sprzedaż części ciała ludzkiego… Nastąpiła totalna fragmentaryzacja świata[2]


Wszyscy mówią coś do Bohatera lub o nim, tworząc w ten sposób jego życiorys sklejony z kawałków przechowywanych w pamięciach innych niż pamięć samego zainteresowanego. Czy zatem istnieje obiektywna, jedna prawda o Bohaterze, niezależna od jego wizerunku utrwalonego w umysłach towarzyszących mu ludzi? A jeżeli istnieje, to czy on sam już do niej dotarł; czy wie, kim naprawdę jest? 


Oprócz Matki i Ojca, przez pokój przechodzi Wnuczka, Skin, Chłop Wrona, Nauczyciel, Wujek czy Chór Starców. Ze szczątkowych informacji, jakie przekazują, składa się „kartoteka” Bohatera, „strzępy biografii”[3]. Czy z takich dziwacznych puzzli da się ułożyć sensowny obraz? Niepasujące do siebie elementy układanki – „to wszystko jest składanie, które się złożyć nie może”[4]. Nie ma ani prawdy, ani porozumienia – w tym właśnie, jak zauważyła Teresa Kostkiewiczowa[5], tkwi dramat Kartoteki – w braku porozumienia, chociaż jego pozory zostały zachowane. Jak podtrzymać złudzenie owego porozumienia? Za pomocą mówienia, które bardzo dobrze potrafi udawać rozmowę, podczas gdy tutaj jest jedynie „konieczną reakcją człowieka na spotkanie z drugim człowiekiem”, niekoniecznie komunikacją, raczej „potrzebą fizjologiczną”[6]. Mówi się, aby uniknąć kłopotliwego milczenia, aby tę niewielką przestrzeń między ludźmi zapełnić przeszkodami, które nie dopuszczą do zdemaskowania nas, przez które nie przedrze się najbardziej przenikliwe spojrzenie. W świecie Kartoteki nikt nie wytęża wzroku, nie usiłuje dotrzeć do głębi wnętrza drugiego człowieka czy choćby własnego. Jaki zatem cel ma umieszczenie ulicy w środku pokoju, otoczenie Bohatera tyloma osobami, skoro właściwie z żadną z nich nie jest on w stanie nawiązać prawdziwego kontaktu? Wydaje się, że dla uwydatnienia jego samotności, aspołeczności i „niecałości”. Relacja Bohatera z ludźmi przewijającymi się przez jego mikroświat polega na braku relacji. A to nie jedyny brak, jakiego doświadcza. 


Postać Bohatera z Kartoteki rozrzuconej została osadzona w bardzo konkretnej rzeczywistości, zakorzeniona w realiach Polski przełomu dekad, przemian ustrojowych i kryzysów społecznych. Jaki wpływ ma owo bytowanie w takim, a nie innym fragmencie świata, w takim a nie innym państwie o takiej a nie innej przeszłości, tradycji i charakterze – na relacje interpersonalne? Niemały . Bo czym jest to państwo? Wspólnym dobrem grupy ludzi połączonych historią, przodkami, mitologią, mową, pewnymi cechami charakteru, dorobkiem kulturalnym. Poszczególne osoby zostały ukształtowane przez wieki dziejów narodu, przez gest Mieszka z 966 roku, przez Piastów, Jagiellonów i Wazów, przez Sarmatów, konfederacje, rabacje, bunty, powstania, wolne elekcje, hołdy pruskie, bitwę pod Grunwaldem i cud nad Wisłą, przez Kościuszkę i Piłsudskiego, przez zabory, okupacje i wyzwolenia, przez Kochanowskiego, Mickiewicza i Wyspiańskiego, zsyłki na Sybir i obozy koncentracyjne, przez Matkę Boską Częstochowską, słowiańskiego papieża i noce sobótkowe, przez wielkich świętych i wielkich szubrawców, przez puste słowa i wspaniałe czyny, przez całą mieszankę doświadczeń zbiorowych i jednostkowych – ecce homo polonicus. Wielkość bagażu go przerasta, chciałby już odpocząć, zbiec przed wzrokiem Skargi i Rejtana. Ale czy to możliwe? A jeśli jedyne co pozostaje, to przyjąć do wiadomości to archaiczne porzekadło „historia magistra vitae est” albo – cóż, doprowadzić do stanu, o którym będzie można słowami innego bohatera z innej bajki powiedzieć: „A może Polska to ta ojszczana klapa?” Z jednej strony pamięć o dawnych bohaterach, z drugiej – brutalna codzienność i przekonanie o bezpowrotności dawnego.

W Kartotece rozrzuconej dość mocno rozbrzmiewa nawiązanie do Polski wielkiej-historycznej-świętej. Sztuka powstała w 1992 roku, na początku III RP, jeszcze w trakcie etapu przejściowego, ale już niosącego rozczarowanie po pierwszych zachwytach wolnością. Pojawiają się nowe kłopoty, nowe dyskusje i pytania – w kontekście migawek z przeszłości. Jest tu zatem „bazar”, na którym handluje się wszystkim, co da się sprzedać, mamy też „szum informacyjny”, w którym postaci krążą z gazetami niczym w chocholim tańcu. To znaki czasu, ukazujące przemianę polskiego życia publicznego, odsłonięcie żelaznej kurtyny, otwarcie granic i zmniejszenie dozoru, zdjęcie gorsetu mediom i gospodarce. Nadszedł wreszcie ten wyczekiwany, wytęskniony! – wolny rynek. Sprzedawanie i kupowanie, reklama i wszechobecna informacja – niby tworzone przez człowieka – wymknęły się spod kontroli i osaczyły swojego stwórcę. Postępuje proces unicestwiania tak zwanego ducha, obniżania wartości, ukazany w scenie z „salonem warszawskim”:


ja ręki mu nie podam

teraz i zawsze

i po końcu świata

hańba […]
ta czarna dziura

to polska kultura

ta czarna dziura

to polska literatura

44 czterdzieści cztery

lata polskiej literatury

to same dziury


Polityka także nie grzeszy wysokim poziomem, po tylu latach marzeń i walk o prawdziwie demokratyczny, „nasz” rząd okazuje się, że zapomnieliśmy, jak się rządzi. Różewicz zestawił ze sobą fragmenty kazań Skargi, przemówień Piłsudskiego i urywki paplaniny ze współczesnych posiedzeń sejmowych. Dało to obraz polskiej windy w dół. Nie dziwi więc fakt, że ludzkie jednostki o mocno unerwionych, uwrażliwionych wnętrzach nie mogą porozumieć się z otoczeniem i coraz dalej zapuszczają się we własne, osobne kosmosy.  
 

Jednak Kartoteka rozrzucona nie jest uwikłana jedynie w polskie realia, to nie tylko ułamki zdarzeń mniej lub bardziej prawdopodobnych – to także „kartoteka” Literatury. Po tekście sztuki autor porozrzucał wielkie cytaty i aluzje: oto na przykład całe akapity z Kazań sejmowych, oto wspomniana już scena „salonu warszawskiego”, odsyłająca zarówno do Dziadów cz. III, jak i do Warszawianki; oto Ferdydurke czytana Heli przez egzaminatorów; oto wreszcie „telewizor jako współczesny Chochoł, który hipnotyzuje ludzi”. Jak na tle tych dziejowych wielkości prezentuje się Bohater? Niewesoło. W porównaniu z poprzednikami wygląda na karykaturalnie zniekształconego. Obojętny na rzeczywistość, biernie poddający się kreowaniu własnego życiorysu przez niemalże obcych ludzi, pozbawiony chęci do działania. Bohater został wprawdzie ukształtowany przez wielkie postaci literackie, ale nie może już być taki jak one. Na lustrzanej tafli tradycji pojawiło się pęknięcie. A z pęknięcia wydobywa się uparte pytanie Różewicza: czy możliwa jest poezja po Oświęcimiu? I upomina się o odrobinę banału, groteski, o materialną, fizjologiczną prawdziwość literackich bohaterów: 


zabita miłość – moim skromnym zdaniem –

nie krwawi nie krzyczy

siada przy stole

i zajada z apetytem

„sztukamięs” z kwiatkiem
czy Antygona Makbet Edyp Lir
jedli zupę na godzinę

przed katastrofą lub po

nic nie jedli nic nie pili

chodzili płakali krwawili

trochę za dużo gadali

nie spali

nie trawili

tragedie dzieją się

„na czczo”[7]



Media ogłosiły, że śmierć Różewicza to koniec pewnej epoki w polskiej kulturze, literaturze, poezji. Pozostaje Niepokój: czy będzie następna epoka? Czy już tylko strzępy poezji?

źródło: Agencja Gazeta, fot. Paweł Kozioł






[1] T. Różewicz, ***, w: Niepokój, Wrocław 1980, s. 235.

[2] Z. Majchrowski, Otwieranie „Kartoteki”, w: T. Różewicz, Kartoteka. Kartoteka rozrzucona, Kraków 1997, s. 23.

[3] Por. L. Dorak-Wojakowska, Poetyka cielesności w utworach dramatycznych Tadeusza Różewicza, Kraków 2007, s. 71.

[4] T. Różewicz, To się złożyć nie może, w: Niepokój, Wrocław 1980, s. 232.

[5] T. Kostkiewiczowa, Kartoteka Tadeusza Różewicza (Analiza dramatu), w: Dramat i teatr, red. J. Trzynadlowski, Wrocław 1967, s. 101.

[6] Zob. L. Dorak-Wojakowska, op.cit., s. 62.


[7] T. Różewicz, Na czworakach, w: idem, Dramat, t.2, Wrocław 2005, s. 258.