strony

2014/06/20

Tylko dla wariatów



Kto z umarłymi mak
spożył, z ich plonu,
zachowa najlżejszy takt
i tchnienie tonu.
(Rainer Maria Rilke)

źródło



Jaką wartość ma poezja? Dziś. Wyryte na blachę formułki ze szkolnych lat pospieszą zaraz z wyjaśnieniem, że poezja to wartość duchowa, metafizyczna, że wartości estetyczne i malowanie słowem całego świata przedstawionego, że wyrażanie uczuć i myśli w artystycznej formie, że podmioty liryczne i inne podejrzane indywidua. A teraz na poważnie. Serio. Jaką wartość ma Poezja – dziś? Dla niektórych (dla większości?) żadną. Dla nielicznych – taką, że wyciąga człowieka ze szczurzej gonitwy i odróżnia go od innych ssaków. Bez poezji człowiek z wolna, niepostrzeżenie przemienia się w szczura, którego byle szczurołap z łatwością wyprowadzi z każdego Hameln. Na manowce. 


Aby uniknąć szczurzego losu, wybrałam się (jak co roku) na sławetne już lubelskie święto – Miasto Poezji. Wbiegłam, spóźniona, do Bramy Grodzkiej, gdzie w półmroku już toczyła się rozmowa Piotra Matywieckiego z Julią Hartwig. Ostatni tomik poetki, Zapisane, to krótkie, refleksyjne wiersze tworzące swoisty poemat, całość. Tworzone jako zupełnie odrębne teksty, nieoczekiwanie połączyły się w spójną kompozycję, którą można przeczytać jednym tchem. W odróżnieniu od wcześniejszych zbiorów, wypełnionych obrazami, podstawową materią Zapisanego jest słowo. A słowo przecież powołuje światy do istnienia. Zatem zapisane = stworzone. 


***


Słowa prowadziły nas dalej, do Celana. Jego wiersze, jak stwierdził profesor Wodziński podczas środowej dyskusji, należy czytać dotąd, aż zrozumienie przyjdzie samo. Ale czy można wiersz zrozumieć do końca? – ripostuje Ryszard Krynicki – wiersz, który da się całkowicie wytłumaczyć, przestaje być wierszem albo w ogóle nim nie jest. 


***


Po wieczorach rozmyślań ocierających się niemal o metafizykę, po wieczorach poważnych tonów i z lekka przyciszonych słów przyszedł czwartek – dzień, w którym wręczono „Kamień”. Laureatem tej całkiem prestiżowej nagrody został w tym roku Marcin Świetlicki. Poeta z właściwą sobie gracją i błyskiem w oku ukrytym za czarnym okularem odebrał „statuetkę”, po czym wyznał zebranym, jak wyobrażał sobie tę uroczystość: będę siedział w takim fotelu, a tu będą przychodzić różni ludzie i o mnie mówić, a ja tylko będę siedział i podziwiał. Krótko mówiąc – poeta ujrzał oczyma duszy swój benefis w Teatrze Stu. 


Piotr Śliwiński, który prowadził rozmowę z laureatem, nie miał łatwego zadania. Świetlicki mistrzowsko migał się od odpowiedzi „na serio”, dowcipkował i stroił łobuzerskie, niemal gombrowiczowskie miny. Jednak – jako że panowie znają się nie od dziś – konwersacja toczyła się bez większych zakłóceń i zgrzytów. Atmosfera na sali była również bardziej ożywiona i rozentuzjazmowana niż podczas poprzednich, zamyślonych spotkań. Bo jakże tu się nie ożywiać, kiedy poeta opowiada o tym, jak to jadł z panią Julią Hartwig tatara (tzn. patrzył, jak pani Julia je, gdyż sam skonsumował wcześniej) i widział nawet, jak pani Julia pije alkohol (tyle, ile tatar wymaga). Albo gdy poeta stwierdza, że młoda poezja już go nie interesuje. Interesuje go za to proza (sam w tym momencie pisze dzieło prozą, może za jakiś czas ujrzy światło dzienne). Poezja jest dla mnie do ustawiania na półce


Autor licznych wierszy o wódce i papierosach zwierzył się również, że inspiracją do napisania niejednego utworu były dlań rozmowy podsłuchane w tramwaju lub u znajomych. Na takie dictum profesor Śliwiński rozmarzył się nieco: wyobrażają sobie państwo, w jakim kierunku rozwinęłaby się poezja Marcina Świetlickiego, gdyby miał telewizor? Albo tablet? Zostałby poetą cybernetycznym…

Świetlicki: mam domofon…


***


Finałem Miasta Poezji 2014 było spotkanie z prozą – ale nawet proza może być zdrowo naznaczona poezją. Dowodem na to jest Paweł Huelle – główny bohater piątkowego spotkania w Bramie Grodzkiej – i jego najnowsza powieść, Śpiewaj ogrody. Jednak powieść to już temat na osobny post.