strony

2014/09/01

Ogród opowieści



Boję się szczurów. Wprawdzie nigdy żadnego nie widziałam na żywo i z bliska, ale już sama świadomość ich istnienia, połączona z bujną wyobraźnią wystarczy, aby wzbudzić we mnie wewnętrzny dreszcz grozy. Szczurołapa powinnam zatem darzyć co najmniej atencją. Ale zdarza się, że szczurołap oprócz gryzoni wyprowadza z miasta wszystkie dzieci. Wtedy sytuacja zaczyna się komplikować. 




Legenda o szczurołapie z Hameln to motyw pojawiający się raz po raz na kartach najnowszej powieści Pawła Huellego, w postaci zaginionej opery Wagnera, odnalezionej przypadkowo przez gdańskiego kompozytora w budapesztańskim antykwariacie. To fascynujące, ale również – jak się później okaże – pechowe odkrycie wedrze się w życie Ernesta Teodora i jego żony Grety z większą mocą, niż mogli się spodziewać. Muzyk postanawia opracować niedokończony rękopis i zaprezentować dzieło na scenie sopockiej Opery Leśnej, na której Wagner królował w latach 30. ubiegłego wieku. Problem w tym, że naziści coraz mocniej zaznaczają swoją obecność w Wolnym Mieście, sztuka zostaje wepchnięta w tryby polityki, a w Waldoper triumfalnie płoną swastyki. 


Śpiewaj ogrody to wielowątkowa (można by rzec: wielogłosowa, jak fuga) opowieść, którą spaja dom przy ulicy Polanki, niegdyś Pelonkerweg. A wszystko zaczyna się od wyprowadzki – właśnie z owego domu. Akcji przewodzi pan Bieszk (może Bieszke, na pewno nie Bieszczański), kaszubski „przewoźnik w czasie”, jak określa go narrator. 


 Kiedy zaciął batem Gniadosza i Baszkę, gdy wóz załadowany naszym dobytkiem zaczął powoli toczyć się aleją lipową w dół, do bruku ulicy Polanki, spojrzałem za siebie i w oknie dużego pokoju, za pożółkłą firanką ujrzałem panią Gretę. Kiwała dłonią najwyraźniej tylko do mnie, jakbym był jej wnukiem. Jakby chciała zatrzymać mnie jeszcze na chwilę po tamtej stronie.


„Tamtą stroną” jest nie tylko inna dzielnica, inna część miasta, inny dom – jest nią także odchodzący w przeszłość świat starego Gdańska, w którym żyła piękna Gretchen. A owa przeszłość w powieści Huellego niejedno ma imię. Pisarz zestawia kilka dziejących się równocześnie wątków, na zasadzie kontrapunktu: równolegle istnieje tu przedwojenny, wojenny i powojenny Gdańsk, bardziej i mniej odległe wspomnienia Grety, narratora i jego ojca, a nawet XVII-wieczna historia pewnego Francuza, dawnego właściciela oliwskiej posiadłości, podana w formie kontrowersyjnego dziennika. 


Huelle komponuje swoją opowieść z prostych słów i wartkich zdań. Płynnie przechodzi od jednego wątku do drugiego, inkrustując każdy z nich erudycyjnymi wstawkami. Historie układają się w harmonijną całość, którą czyta się z wypiekami na twarzy i błyskiem w oku. 


Wagnerowska opera o szczurołapie to tylko punkt wyjścia, punkt zaczepienia dla losów Gdańska, z którego bieg historii wyprowadzał – niczym legendarny flecista z Hameln – całe grupy ludności, grupy etniczne, wyznaniowe i narodowe. I choć problem tożsamości miasta nad zatoką nie po raz pierwszy pojawia się w twórczości gdańskiego pisarza, to jednak, moim zdaniem, świeżość fabuły niweluje niebezpieczeństwo popadnięcia w rutynę. 


Jesień sprzyja lekturze. Bierzcie się do czytania!