strony

2013/07/18

Sacro-turystyka dla średnio zaawansowanych, czyli Licheń Story



Wjeżdżamy na teren wielkiego, pozłacanego sanktuarium. Krzepki parkingowy wskazuje nam miejsce postoju, wymachując rękami i krzycząc coś z zaangażowaniem. Przed publiczną toaletą ustawiła się już długa kolejka – w oczekiwaniu wszyscy wysupłują dwuzłotówki z portfeli. Ze stołówki unosi się woń kotletów schabowych. Z bazyliki wychodzą ludzie o nabożnie zmęczonych twarzach. Pora wysiąść z autokaru, dojeść kanapki, zakręcić termos i rozpocząć zwiedzanie.

[źródło: https://www.facebook.com/TeatrOsterwy/photos_stream]
 

Wbrew pozorom, w sztuce „Licheń Story” nie znajdziemy koła gospodyń wiejskich ani szajki moherowych beretów. Wśród bohaterów (turystów vel pielgrzymów) można za to dostrzec ultranowoczesną młodą businesswoman, ex-prostytutkę przemienioną w kucharkę (w którą z charakterystycznym rozmachem wcieliła się Magdalena Sztejman-Lipowska), młode dziewczę „klozetowe”, wspomnianego już parkingowego – amatora siłowni, wiejską rodzinkę, biskupa z kryzysem wiary (świetnie dobrany Jerzy Rogalski), martwego ojca i żywego syna z trudnymi relacjami. Jest jeszcze Ona – „relikwia”, Maryja, Matka Boska, niezbyt dobrze znosząca trudy przebywania na piedestale (Hanka Brulińska). 


Niezależna młoda kobieta (Marta Ledwoń) przyjechała tu z czystej ciekawości, z dziwnego zamiłowania do kiczu. Siedzi w biurowym, obrotowym fotelu i tonem znużonej, wszechwiedzącej ekspertki snuje opowieść o swojej nudnej rzeczywistości. Jej atut to konsekwentne dążenie do zawodowego sukcesu w prężnej korporacji. Jej problem? Brak sensu i prawdziwego szczęścia. Z tym samym właściwie boryka się Maryja, która została bez uprzedzenia wyrwana z oswojonej codzienności i przeniesiona do świata, w którym wcale nie chce być. Dziewczyna pobierająca opłaty w toalecie (Marta Sroka) wśród dłoni wrzucających monety szuka takich, z którymi mogłaby do końca życia dzielić się swoim ciepłem i miłością. Znajduje je – to ręce parkingowego (Przemysław Gąsiorowski). Już mogłoby się zdawać, że oto nastąpi happy end, przynajmniej jedno szczęśliwe zakończenie w tym potoku smutnych historii. To jednak tylko kolejne rozczarowanie, które pozbawia ją złudzeń i napawa cynizmem. 


W tym osobliwym miejscu, w którym profanum (kicz) współistnieje z sacrum (świątynia), rzeczywistość ziemska przenika się z zaświatami, umarli i święci rozmawiają z żywymi, jakby przynależność ontyczna zupełnie traciła znaczenie, ustępując pola ważniejszym sprawom. To, co na początku jawi się jako zabawne i nieco groteskowe, w toku akcji nabiera tragicznego wymiaru (jak gwałt parkingowego na dziewczynie z toalety czy śmierć nastoletniego syna pod kołami traktora). Spod śmiesznej, rutynowej powszedniości wyłania się drugie dno, wewnętrzne życie osób, których nie podejrzewalibyśmy o posiadanie takowego. Jakubowski, kreśląc niejednoznaczne charaktery i sytuacje, sugeruje bezzasadność sądzenia po pozorach i mnogość/nieskończoność interpretacji ludzkiego doświadczenia.


„Licheń story” został pokazany widzom Teatru Osterwy w ramach Wielkiego Księstwa Dramatu, w formie czytania performatywnego. Na scenie nie pojawiła się zatem rozbudowana scenografia – jedyne elementy dekoracji to kilkupoziomowy podest, „tron” Maryi i ławeczka. Szczątkowość rekwizytu i kostiumu sprzyjała uważniejszemu wsłuchaniu się w tekst, skupieniu uwagi na dialogach, z których wyłaniały się opowieści. 


Leitmotivem dramatu Jakubowskiego nie jest, wbrew pozorom, wykrzywiona, problematyczna polska religijność, możliwa do ukazania już chyba tylko w krzywym zwierciadle. Na tle licheńskiej bazyliki, w katolickim (a więc szczególnie newralgicznym) kontekście można tu ujrzeć Człowieka w całej jego skomplikowanej prostocie.