O Muranowie jako szczególnym punkcie
na mapie Warszawy wspomniałam już w poprzednim wpisie. Osiedle-pomnik,
miejsce-po-getcie, gdzie kamienice zostały zbudowane z gruzów dawnej dzielnicy
żydowskiej, Dzielnicy Północnej. Miejsce, które – mimo że znajduje się w
centrum miasta – zdaje się żyć swoim odrębnym, niedzielnym rytmem. Fenomenem
Muranowa zajęła się Beata Chomątowska – efektem jej poszukiwań i wędrówek jest
książka Stacja Muranów. I właśnie ten
temat dominował podczas kameralnego spotkania z autorką w lubelskiej kawiarni Między
Słowami. Jednak o Muranowie, jego historii i współczesnych inicjatywach można
by pisać i mówić bez końca (a poczytać na bieżąco można na przykład na tym blogu),
zatem postaram się przybliżyć nieco drugą książkę Chomątowskiej – tym razem
powieść.
Brulionowa okładka w oldschoolowym
klimacie od razu przyciąga uwagę. Przywodzi na myśl szkolną zawadiackość z
rysunków na marginesach zeszytów, studenckie kanapki z pasztetem i
niepodważalną młodzieńczą wolność. Prawdziwych
przyjaciół poznaje się w Bredzie to opowieść o dwójce polskich studentów,
którzy w latach 90. wybierają się do holenderskiej Bredy, by tam studiować, pracować
i zdumiewać się Zachodem.
Beata Chomątowska nie prowadziła w Bredzie żadnego
dzienniczka-pamiętniczka, ale mnóstwo zdarzeń zachowała w pamięci. Kiedy po Stacji
Muranów chciała nieco odpocząć od trudnych tematów, odskocznią okazały się
właśnie owe wspomnienia, które zainspirowały ją do stworzenia powieści. A
powieść kusi – jak stwierdziła autorka, wyznając, że myśli o napisaniu
kolejnej, większej fabuły, a Breda to
jedynie swoista „rozbiegówka”. Jednak ten rozbieg jest tak skuteczny i
intensywny, że czytając trzeba uważać, aby
za szybko nie dobiec do ostatniej strony. Lepiej niespiesznie spacerować po
zaułkach holenderskiego miasta w towarzystwie dwójki ciekawych świata
bohaterów.