W ostatnich latach studiów w moim indeksie znalazły się
konwersatoria związane z literaturą i kulturą żydowską. Zajmowaliśmy się
wówczas głównie przeszłością przedwojenną, próbując odtworzyć dawny świat i
dawne relacje polsko-żydowskie z fragmentów wierszy Bialika i Debory Vogel, prozy
Singerów, Schulza czy Szaloma Asza. Później, w czasie mojej niedługiej przygody
z Warszawą, na zajęciach w Centrum Kultury Jidysz, z dzienników Racheli
Auerbach wyczytywaliśmy żydowski Muranów, na którym działa się Zagłada.
Wielokrotnie spychana na dno zbiorowej świadomości,
przyczyna wielu dyskusji i kłótni, zagadnienie nierzadko banalizowane lub
zniekształcane sztucznym patosem. Jak mówić o niewyrażalnym? Co więcej, jak (i
czy) mają mówić o Zagładzie nowe pokolenia, dla których to trauma umiejscowiona
poza obszarem osobistego, bezpośredniego doświadczenia? Czy to tylko historia,
którą trzeba zamknąć w podręcznikach dla maturzystów, najlepiej w formie
krótkich, zwięzłych punktów, łatwych do wykucia na pamięć i zapomnienia?
Na granicy
polsko-żydowskiej
Przywracaniem pamięci o dziejach polsko-żydowskich zajęło
się między innymi zacne grono naukowe. Efektem ich mrówczej pracy (zapewne w
ciasnych katedrach i zakurzonych bibliotekach) jest książka „Naruszone
granice kulturowe. O kondycji ludzkiej w dwóch przestrzeniach: polskiej i
żydowskiej XX wieku” pod redakcją brawurowego duetu: dr Moniki
Szabłowskiej-Zaremby i dr Beaty
Walęciuk-Dejneki. W artykułach
podzielonych na cztery części (literatura, sztuka, historia, prasa) badacze
podejmują tematy związane nie tylko z Zagładą i próbami wyrażenia jej w sztuce
(jak na przykład dzieło Pendereckiego „Brygada śmierci”, które spotkało się z
linczującą recepcją na początku lat 60. i trafiło ponownie na scenę dopiero po
kilku dekadach). Sporo miejsca zajmują teksty opisujące kulturę z początków XX
wieku: literaturę (w tym też twórczość kobiet), prasę czy teatr.
Jakie znaczenie, jaką wartość ma owo przypominanie dawnej
kultury, wygrzebywanie starych gazet z archiwów i nieskończone przeglądanie
mikrofilmów? Myślę, że stanowi próbę zrozumienia złożoności wspólnej, choć odrębnej
historii – a więc jest też koniecznym punktem wyjścia dla rozważań o Zagładzie i
jej konsekwencjach, wpływie, jaki wywiera na współczesnych.
Zapomnieć
Tuż po wojnie – było za wcześnie. Spektakl Schillera „Wielkanoc”,
analizowany w książce Grzegorza Niziołka, został przyjęty niezbyt entuzjastycznie
i dość szybko zapomniany. „Ulica graniczna” Aleksandra Forda również nie
spotkała się z przychylną reakcją, reżyser był nakłaniany do wprowadzenia
pewnych zmian i załagodzeń, aby polski widz nie musiał spotykać się z prawdą w
tak brutalny sposób. Dziś, po wielu latach da się słyszeć głosy poddające w
wątpliwość sens powracania do przeszłości, ciągłego rozgrzebywania starych,
przebrzmiałych tematów. Tego rodzaju opinię można było usłyszeć z widowni w
Teatrze Starym podczas dyskusji o książce „Polski Teatr Zagłady”. Pewna pani, z
pokolenia już nie najnowszego, zastanawiała się, czy to nie jest jakiś polski
masochizm, rozdrapywanie dawnych ran i czy w ogóle trzeba przekazywać młodzieży
tę smutną wiedzę, pełną trupów i przykrych faktów – czy nie lepiej dawać im
tylko „dobre przykłady” i mówić o pięknu?
Może i lepiej. Wyhodujemy sobie nowych wspaniałych ludzi,
pozbawionych tego zbędnego balastu tożsamości, skupionych li tylko na patrzeniu
w przyszłość i skrzętnym zwiększaniu PKB. A wtedy Pani Historia pokaże nam, jak bardzo lubi się
powtarzać.