strony

2014/04/10

Tabu albo moda, czyli co z tymi Żydami



W ostatnich latach studiów w moim indeksie znalazły się konwersatoria związane z literaturą i kulturą żydowską. Zajmowaliśmy się wówczas głównie przeszłością przedwojenną, próbując odtworzyć dawny świat i dawne relacje polsko-żydowskie z fragmentów wierszy Bialika i Debory Vogel, prozy Singerów, Schulza czy Szaloma Asza. Później, w czasie mojej niedługiej przygody z Warszawą, na zajęciach w Centrum Kultury Jidysz, z dzienników Racheli Auerbach wyczytywaliśmy żydowski Muranów, na którym działa się Zagłada. 

Wielokrotnie spychana na dno zbiorowej świadomości, przyczyna wielu dyskusji i kłótni, zagadnienie nierzadko banalizowane lub zniekształcane sztucznym patosem. Jak mówić o niewyrażalnym? Co więcej, jak (i czy) mają mówić o Zagładzie nowe pokolenia, dla których to trauma umiejscowiona poza obszarem osobistego, bezpośredniego doświadczenia? Czy to tylko historia, którą trzeba zamknąć w podręcznikach dla maturzystów, najlepiej w formie krótkich, zwięzłych punktów, łatwych do wykucia na pamięć i zapomnienia? 

Na granicy polsko-żydowskiej


Przywracaniem pamięci o dziejach polsko-żydowskich zajęło się między innymi zacne grono naukowe. Efektem ich mrówczej pracy (zapewne w ciasnych katedrach i zakurzonych bibliotekach) jest książka „Naruszone granice kulturowe. O kondycji ludzkiej w dwóch przestrzeniach: polskiej i żydowskiej XX wieku” pod redakcją brawurowego duetu: dr Moniki Szabłowskiej-Zaremby i  dr Beaty Walęciuk-Dejneki. W artykułach podzielonych na cztery części (literatura, sztuka, historia, prasa) badacze podejmują tematy związane nie tylko z Zagładą i próbami wyrażenia jej w sztuce (jak na przykład dzieło Pendereckiego „Brygada śmierci”, które spotkało się z linczującą recepcją na początku lat 60. i trafiło ponownie na scenę dopiero po kilku dekadach). Sporo miejsca zajmują teksty opisujące kulturę z początków XX wieku: literaturę (w tym też twórczość kobiet), prasę czy teatr.  

Jakie znaczenie, jaką wartość ma owo przypominanie dawnej kultury, wygrzebywanie starych gazet z archiwów i nieskończone przeglądanie mikrofilmów? Myślę, że stanowi próbę zrozumienia złożoności wspólnej, choć odrębnej historii – a więc jest też koniecznym punktem wyjścia dla rozważań o Zagładzie i jej konsekwencjach, wpływie, jaki wywiera na współczesnych.

 
Promocja książki, fot. Pracownia Literatury Polsko-Żydowskiej KUL

Zapomnieć


Tuż po wojnie – było za wcześnie. Spektakl Schillera „Wielkanoc”, analizowany w książce Grzegorza Niziołka, został przyjęty niezbyt entuzjastycznie i dość szybko zapomniany. „Ulica graniczna” Aleksandra Forda również nie spotkała się z przychylną reakcją, reżyser był nakłaniany do wprowadzenia pewnych zmian i załagodzeń, aby polski widz nie musiał spotykać się z prawdą w tak brutalny sposób. Dziś, po wielu latach da się słyszeć głosy poddające w wątpliwość sens powracania do przeszłości, ciągłego rozgrzebywania starych, przebrzmiałych tematów. Tego rodzaju opinię można było usłyszeć z widowni w Teatrze Starym podczas dyskusji o książce „Polski Teatr Zagłady”. Pewna pani, z pokolenia już nie najnowszego, zastanawiała się, czy to nie jest jakiś polski masochizm, rozdrapywanie dawnych ran i czy w ogóle trzeba przekazywać młodzieży tę smutną wiedzę, pełną trupów i przykrych faktów – czy nie lepiej dawać im tylko „dobre przykłady” i mówić o pięknu? 

Może i lepiej. Wyhodujemy sobie nowych wspaniałych ludzi, pozbawionych tego zbędnego balastu tożsamości, skupionych li tylko na patrzeniu w przyszłość i skrzętnym zwiększaniu PKB. A wtedy Pani Historia pokaże nam, jak bardzo lubi się powtarzać.