Wszyscy już chyba zdążyli się zorientować, że KUL jest
ostatnio wybitnie kontrowersyjną uczelnią. W odwiecznych murach zaczęto
przekazywać studentom czarnoksięską wiedzę z dziedziny gender studies. A
przecież biedny student, o ograniczonych zdolnościach myślenia i rozumowania,
każdą serwowaną mu wiedzę przyjmie jako prawdę objawioną. (Któż nie słyszał o
masowych przypadkach przywracania jerów do współczesnej polszczyzny, odprawiania
ceremonii żałobnych po lekturze Śmierci
autora Barthes’a albo eskapadach organizowanych w poszukiwaniu straconego
czasu?) Szczególną rolę w owej deprawacji młodzieży odgrywa Instytut Filologii
Polskiej oraz niecne Koło Edytorów, które raz po raz zaprasza niebezpiecznych
pisarzy. Takich jak Sylwia Chutnik.
W pachnących kawą pokojach Między Słowami zebrała się
pokaźna grupka złożona ze studentów i całej reszty. Różowej grzywce Chutnik
towarzyszyła kędzierzawa czupryna profesora Kruszewskiego, który wziął na swoje
barki prowadzenie spotkania, a co za tym idzie – zadawanie pytań. Autorka Dzidzi opowiedziała o swoich nietypowych
pisarskich początkach i nietradycyjnej drodze do debiutu: najzwyczajniej w
świecie „wyjęła z kieszeni prawie gotową książkę, która została opublikowana” w
Ha!arcie. A był to, jak wiadomo, Kieszonkowy
atlas kobiet, czyli opowieści o kilku Mariach i jednym Marianie, pisane
feministycznym piórem.
Swego rodzaju kontynuacją Kieszonkowego atlasu są Cwaniary,
powieść o dziewczynach-chuligankach, literacka gra z męskimi wzorcami
warszawskich bohaterów stworzonych np. przez Tyrmanda czy Stasiuka. Komiksowa
stylistyka, wpisująca Cwaniary
poniekąd w nurt literatury popularnej, obrazy zaczerpnięte z chropowatej,
osiedlowej miejskości, groteskowo nakreślone postacie – w taką niezwyczajną
konstrukcję zostały wplecione codzienne zmagania kobiet, Matek Polek. (O Cwaniarach napiszę wkrótce osobną notkę,
więc będzie okazja, by pozgłębiać temat.)
Sylwii Chutnik słucha się przyjemnie, jak dobrego radia: nie
jąka się, nie zacina, nie ozdabia swoich wypowiedzi jaskiniowym „yyyyyyyyy”. Z
tonu jej głosu można wyczytać pewność siebie, ale pozbawioną jakiejś pi-arowej
agresji czy nachalnej autoprezentacji. Ma swoje poglądy i nie waha się ich
użyć. I o to chyba chodzi w całym kulturalno-naukowym zgiełku: aby mieć swoje
zdanie i umieć o nim dyskutować.