Jeżeli komuś kiedyś przyjdzie do głowy pomysł, żeby pójść na "Hamleta" w reżyserii niejakiego Radosława Rychcika, niech czym prędzej zaniecha tych zamiarów. Mimo że spektakl został wyróżniony w konkursie o Nagrodę Złotego Yoricka na Festiwalu Szekspirowskim, nie ma w nim nic porywającego, ożywczego, godnego uwagi czy w ogóle godnego czegokolwiek. Po obejrzeniu pozostają tylko mdłości i szeroko pojęta trauma - jak to zazwyczaj bywa po kiepskiej sztuce. Przekrzyczane, przebrutalizowane, przewulgarnione, przerozbierane - przesadzone. Aktorzy wypowiadają, czy raczej wywrzaskują, tekst, którego - jak mi się wydaje - nie rozumieją, zabijają Szekspira eksponując samych siebie. Mnóstwo obleśności i tanich szoków. Niektórzy wychodzili z sali, ja wytrzymałam do końca, ale ostatkiem sił. Zniecierpliwienie, znudzenie i zmęczenie.
Na szczęście dzisiaj wieczorem "Macbeth" Teatru Pieśń Kozła. Czekam.