Koniec Starego Roku to czas, w którym wszyscy, ale to absolutnie i bez wyjątku wszyscy uczciwi obywatele porządkują i wspominają. W związku z tym - i zamiast refleksji Bożonarodzeniowej, która nastąpi niebawem - wygrzebałam z czeluści swojego przyjaciela laptopa (notebooka, jak się modnie mawia) stary protokół z seminarium magisterskiego. Nazwiska powycinałam, na wszelki wypadek.
dziewiąty
dzień marca dwa tysiące dziesiątego roku na pierwszy rzut oka nie wyróżniał się
spośród innych marcowych dni. ale przecież każde polskie dziecko już od
maleńkości uczy się starego mądrego porzekadła orzekającego: „pozory mylą” i
dobrze wie, że nie ma jednakowych dni, że „nic dwa razy się nie zdarza i nie
zdarzy. Z tej przyczyny zrodziliśmy się bez wprawy i pomrzemy bez rutyny”. zatem
dziewiąty marca naznaczony był serią niepowtarzalnych wydarzeń, a jedno z nich
– to seminarium magisterskie, którego tytuł wypisany jest złotymi zgłoskami w
naszych pamięciach i nie trzeba go przypominać.
zajęcia
rozpoczęły się o ustalonej godzinie, znanej wtajemniczonym i osobom z nimi
spokrewnionym, spowinowaconym bądź sprzyjaźnionym. po tradycyjnej wymianie
ukłonów i powitalnych pozdrowień, po sporządzeniu listy obecności i ujawnieniu
nieobecności jednej z dziesięciu[1], po
uroczystym odczytaniu protokołu sprzed tygodnia przeszliśmy wreszcie do
konkretów. czyli do książki miesiąca, którą wybieramy raz na jakiś czas, by
choć przez kilka chwil dać sobie wytchnienie od ciężkiej pracy i nieustannego
pogłębionego studiowania przedmiotów naszych literackich badań, wiodących nas
prostą ścieżką do upragnionego skrótu mgr
przed nazwiskiem. profesor F. zaproponował, abyśmy, prezentując nasze
książki, zaznaczyły, co dobrego wyniosłyśmy z ich lektury, dlaczego uznałyśmy
je za godne pretendowania do szlachetnego miana książki miesiąca, a może nawet
roku. oczywiście to dodatkowe kryterium spowodowało panikę w naszych mózgach,
wytężona praca naszych myśli poszukujących odpowiednich słów dla wyrażenia
całego bogactwa wartości, jakim zachłysnęłyśmy się podczas czytania, była
niemalże słyszalna. oto efekty:
Justyna:
Carlos Ruiz Zafon[2], Cień wiatru. powieść o poznawaniu życia i świata wśród „cmentarza
zapomnianych książek”, dokąd główny bohater przenosi się przy pomocy swego
ojca, bibliofila i antykwariusza. jak stwierdziła Justyna, jest to książka
niebezpieczna, choć interesująca i pod względem estetycznym bardzo dobra.
(po
prezentacji pierwszej książki rozwinął się wątek poboczny, czyli krótkie
rozważania nad wyrażeniem „zainteresowuje się”, które zaklasyfikowano do
niepoprawnych; nad potocznym „no i” zapychającym przerwy w narracji i sposobami
radzenia sobie bez tego oraz nad wulgaryzmami, którym można pozwolić istnieć,
ale nie wypada ich nadużywać)
Joanna I: Jacek Dukaj, Katedra. opowiadanie
z gatunku science fiction, więc trzeba przyzwyczaić się do specyficznego
języka, nakrapianego neologizmami. widzimy tu zupełnie inny obraz Kościoła
katolickiego niż ten, który utarł się w powszechnej świadomości, okazuje się,
że nie wszystko, co ludzie uważają za święte, naprawdę takie jest. tytułowa
katedra została zbudowana nie do końca po to, by coś czcić. a po co? – tego już
musimy dowiedzieć się same. Asia wyznała
nam tylko, że po raz pierwszy tak się wciągnęła w literaturę SF.
(tu powrócił
wątek poboczny, tym razem na temat filmu Avatar,
który koniecznie należy oglądać w
3D. profesor polecił nam też artykuł Franza Rosenzweiga pt. Chrześcijanin, muzułmanin, żyd)
Joanna II:
Wojciech Tochman, Wściekły pies.
zbiór wstrząsających reportaży, które można przeczytać w jeden wieczór, ale nie
jest to wskazane. każdy z nich ukazuje inne spojrzenie na rzeczywistość, na
każdy można spojrzeć w kontekście wiary, każdy skłania czytelnika do
zatrzymania się nad sobą.
Ewelina: o. Leon Knabit, Dywan dobrej
nowiny. książka jak najbardziej adekwatna do czasu, w którym obecnie się
znajdujemy, czyli okresu Wielkiego Postu. jest to bowiem zbiór refleksji na
tematy warte przypomnienia, takie jak błogosławieństwa, miłość, grzech, a
całości dopełniają fragmenty homilii Jana Pawła II. Ewelina stwierdziła, że
„to, co dobre, pojawia się na końcu książki: przez pracę można się modlić”.
Anna: Al Pacino (tytuł
oryginalny to Al Pacino in conversationwith Lawrence Grobel). książka zawierająca rozmowy ze znakomitym aktorem
prowadzone przez wiele lat (1979 – 2005), będąca swoistą sztuką przeprowadzania
wywiadu w skomercjalizowanym świecie bez popadania w banały i przekraczania
granicy prywatności. Anię w wypowiedzi Ala Pacino urzekło przede wszystkim
stwierdzenie, że nie należy unikać błędów, bo mogą powiedzieć o nas coś nowego.
Karolina: Jesteśmy świadkami. Wspomnienia
byłych więźniów Majdanka. sam tytuł wskazuje, że jest to zbiór świadectw –
pisanych przez osoby z różnych środowisk, w różnym wieku, których łączył
wspólny okrutny los więźniów. wspomnienie, jak zauważyła Karolina, lepiej
trafia do czytelnika niż suche fakty i pozwala ocalić od zapomnienia historię
tych ludzi.
Katarzyna II: Szymon Hołownia, Tabletki zkrzyżykiem. można by to nazwać swego rodzaju katechizmem, ponieważ
znajdziemy to odpowiedzi na wiele istotnych pytań nurtujących współczesnego
człowieka, dotyczących postaci biblijnych, wiary, duszy, śmierci i tego co
dalej. tabletki, które rzeczywiście mogą wyleczyć z choroby niezrozumienia
otaczającego nas świata – widzialnego i niewidzialnego.
Katarzyna III: Shan Sa, Brama NiebiańskiegoSpokoju. krótka powieść, której akcja rozgrywa się w czasach reżimu Mao i
masakry na placu Tienanmen. oprócz historii buntu w Pekinie jest tu poruszająca
historia miłosna, w którą zaplątana jest główna bohaterka Ayamei i śledzący ją
żołnierz Zhao.
Katarzyna I: Mariusz Więcek, Dar języków i
inne przejęzyczenia. debiutancki tomik młodego poety, absolwenta gdańskiej
polonistyki. tytuł ujawnia pewien kontrast i wieloznaczność, które powracają
też w poszczególnych wierszach. z jednej strony coś niemalże duchowego,
wskazującego na wyższe rejony egzystencji – dar języków; ale drugi człon zdaje
się sprzeciwiać tym górnolotnościom, sprowadzać je do zwyczajnych
„przejęzyczeń”, pomyłek, językowych potknięć. to tylko wierzchnia warstwa tych
słów, bo i „języki”, i „przejęzyczenia” można interpretować różniście. zawartość
tomiku to poetycki zapis poznawania wielowymiarowej rzeczywistości, pełen słów
„wielosensownych” jak świat. życie, miłość i śmierć odkrywane równocześnie
podczas wkraczania w tak zwaną dorosłość.[3]
(wiersz Pogrzeb odczytany przez Katarzynę I nie
przypadł profesorowi do gustu, więc na
zakończenie opiekun naszej seminaryjnej grupy przeczytał nam utwór EdyOstrowskiej).
niestety, czas
upłynął nam nadzwyczaj szybko i głosowanie na najlepszą książkę z wielkim żalem
przełożyłyśmy na kolejne zajęcia. po czym wymknęłyśmy się niezauważenie.
[1] A była nią Katarzyna IV– pamiętajmy jednak, że nazwiska członkiń tej grupy są pod ochroną i bez
wyraźnego pisemnego zezwolenia nie należy ich ujawniać.
[2] Przyjęłam taką
„dwukropkową” formę zapisu, aby uniknąć niebywałych trudności, jakie mogłyby
wyniknąć z potrzeby odmieniania nazwisk autorów książek.
[3] Opis tej książki jest
nieco dłuższy niż pozostałe, ponieważ prezentująca ją Katarzyna I to ja
– autorka tego protokołu, więc pozwoliłam sobie na kilka dodatkowych zdań,
które nie zostały wypowiedziane na zajęciach, ale krążyły po moim umyśle, zatem
w pewien sposób były też obecne na seminarium. Protokolantka musi mieć jakieś
przywileje, nieprawdaż? ;)
***
Takie historie działy się na KULowskiej polonistyce. Z pamięci nie da się wyleczyć. I bardzo dobrze.