Pan Lebrun
zdecydowanie nie potrafi się przystosować. Nie rozumie, że przede wszystkim ma
być miło, uroczo i sąsiedzko. Nie chce uczestniczyć w dzielnicowym Święcie
Chleba. Nie fascynuje go cywilizacyjny postęp, pieczołowicie opisywany w coraz
to nowszych mediach. Zamiast tego nachodzi Bogu ducha winnych sąsiadów i
wypytuje o napis.
fot. Mateusz Wajda / Teatr Osterwy |
Napis, wygrawerowany na ścianie windy przez anonimowego
sprawcę, mógłby wydawać się kluczowym elementem sztuki Géralda
Sibleyras’a, skoro zyskał zaszczytne miano jej tytułu. Jednak czy niewybredne
porównanie „Lebrun = chuj” może mieć aż tak strategiczne znaczenie?
Niekoniecznie. Napis to tylko zapalnik, który zdetonował bombę tykającą już od
tak dawna, że wszyscy zdążyli się już przyzwyczaić, jak do tykającego zegarka. Napis
to punkt wyjścia i punkt odniesienia, ale dramaturgię tego spektaklu tworzą
dopiero jego konsekwencje.
Lebrun uparcie prowadzi prywatne
śledztwo, którego celem jest wykrycie tajemniczego wandala i skłonienie go do
usunięcia napisu. Ale rozmowy z sąsiadami, zamiast wieść prosto do rozwiązania
zagadki czy chociażby naprowadzać na konkretne tropy, rozgałęziają się w
dygresje, które odsłaniają coś zupełnie innego – drugie oblicze osiedla i jego
mieszkańców. Okazuje się, że pod sympatycznym tonem głosu, przyjaznym słowem i
grzecznym uśmiechem kryje się złośliwy grymas i przewracanie oczami. W imię
dzielnicowej przyjaźni i miłej atmosfery każdy przejaw niesubordynacji i
odstawania od reszty trzeba szybko unicestwić, żeby nie zakłócał ustalonego
przez ogół porządku. A Lebrun wyraźnie się alienuje. Gazetowe nagłówki, które
tak zachwycają jego sąsiadów, uznaje za puste. Kiedy wspominają o nowych
świeckich tradycjach, zadaje głupie pytania o te dawne. Bezmyślna nowoczesność
starzejących się ludzi wyraźnie go irytuje, może nawet bardziej niż cały ten „chuj”
z windy.
„Napis” w reżyserii Tyszkiewicza to spektakl bez zbędnych
fajerwerków i rewelacji – i bardzo dobrze. Nadmiar atrakcji zagłuszyłby precyzyjną
strukturę dramatu i jego klarowny przekaz. Stonowana, wręcz chłodna realizacja
składa się z elementów, które świetnie do siebie pasują: wysublimowane,
nieprzesadne aktorstwo, nienadużywające środków wyrazu; minimalistyczna,
designerska scenografia, zimne kolory. Wszystko to tworzy „higieniczną”
kompozycję, która stanowi idealną przykrywkę i doskonały kontrast dla
sąsiedzkich draństewek.
Kamienica, osiedle, dzielnica. Małe społeczności, miniatury tego
ogólnego, wielkiego społeczeństwa, w którym wszyscy – czy tego chcemy, czy nie –
jesteśmy zanurzeni po szyję. A jako że świat jest już oficjalnie globalną wsią
(dziękujemy ci, internecie), sąsiad to nie tylko ten koleś, który regularnie
zalewa nam mieszkanie albo ta babka, która podsłuchuje przez szklankę. Sąsiedzi
to też znajomi-nieznajomi z facebooka, followersi z twittera czy instagrama, a
nawet hejterzy z youtube’a. Pozostaje więc jedynie postawić sobie pytanie: czy
nie jesteśmy zanadto dopasowani do obowiązującej całości? Układać puzzle – to
całkiem ciekawa gra, ale być puzzlem – to zupełnie nudne człowieczeństwo.
Teatr im. Juliusza Osterwy w Lublinie
Napis
Gérald Sibleyrasreżyseria: Artur Tyszkiewicz
obsada: Tomasz Bielawiec, Jolanta Rychłowska, Daniel Salman, Lidia Olszak, Artur Kocięcki, Anna Torończyk, Piotr Wysocki
Więcej na stronie teatru: http://www.teatrosterwy.pl/pl,0,s206,d62,napis.html